T.R.I.P. Mechagodzilli czyli jak powstał trzeci album O.N.A.?

Kulisy powstawania albumu "T.R.I.P" zespołu O.N.A. Artykuł ukazał się w numerze 5/1998 miesięcznika XL

O tym, że na muzykę O.N.A. był popyt, świadczy liczba koncertów – w ubiegłym roku zagrali ich ponad 120. Może dlatego z nagraniem nowej płyty zwlekali prawie dwa lata.
Jesienią ubiegłego roku zaczęły się pierwsze przymiarki do nowego materiału. W listopadzie zespół wyjechał do ośrodka wczasowego na Mazurach, gdzie w leśnej głuszy rozpoczął się proces przetwarzania pomysłów na konkretne dźwięki. Muzycy od rana do wieczora tłukli swoje motyw, powstawały szkice utworów. Agnieszka Chylińska tęskniąca za swoim chłopakiem miała „wymarzoną” sytuacje do pisania tekstów o bólu i rozpaczy. Po dziesięciu dniach gotowe było demo z dziewięcioma utworami. 

Po powrocie do domu szlifowali przygotowany materiał. Tkaczyk szarpał w piwnicy struny basu, zastanawiając się, jakich użyć efektów, Kraszewski „rozgryzał” elektroniczną perkusję DDruma, Horny bawił się nowym klawiszem, a Skawiński w domowym mini-studiu sprawdzał brzmienie kupionego niedawno wzmacniacza Matchlessa. Chylińska napisała jeszcze brakujące słowa do dwóch utworów oraz „dopieszczała” wymyślone już teksty. Do rejestracji materiału byli gotowi w połowie stycznia. 

Trzecią płytę nagrywali w gdańskim studiu „Red” należącym do Piotra Łukaszewicza, który kiedyś wspomagał na gitarze Skawińskiego w zespole Skawalker. Profesjonaliści byli dobrze przygotowani do pracy. Perkusista, którego bębny były nagrywane zwykle w tydzień, tym razem wystukał swoje partie w dwa dni. Tkaczykowi niewiele dłużej zajęło wyprodukowanie partii basu. Później praca została rozłożona systematycznie – w poniedziałki, środy i piątki Agnieszka nagrywała wokale a w pozostałe dni Skawa rejestrował swoje gitary. Nie popisywał się wirtuozerią, zależało mu na uzyskaniu chorych brzmień, wygenerowaniu dźwięków z piekła. Na koniec klawiszowiec mógł podokładać coś ze swojego parapetu. Realizację nagrań powierzono Tomkowi Bonarowskiemu, który współpracował z Jarogniewem Milewskim – specjalistą od komputerowych brzmień. Produkcja nagrań była zespołowa, ale najwięcej czasu przy konsolach spędzał Skawiński. Kontrolował go Tkaczyk – pilnował, żeby nie polecieć w zbyt gitarowe klimaty. Wszyscy podkreślali, że była to najlepsza z dotychczasowych sesji nagraniowych – mieli komfort pracy, nie było kłótni, dobrze służyła im atmosfera Trójmiasta. Potwierdziła się opinia, że najlepiej pracuje się u siebie. W studiu grupa O.N.A. spędziła niecałe dwa miesiące.

Andrzej Grabowski