10 lat Kombi

Broszura wydana z okazji 10 lecia zespołu Kombi. Materiał pochodzi z zasobów Fanklubu prowadzonego przez Ezebiusza Szurdaka. Przy przetwarzaniu tego materiału starałem się zachować układ i pisownię jak w oryginale, napotkałem jednak kilka błędów w pisowni np. nazw zespołów czy sprzętu.

10 lat Kombi

To już 10 lat! Kto by pomyślał? Przecież jeszcze nie tak dawno stawiali pierwsze kroki na rockowej arenie… Mam przed sobą coś w rodzaju archiwum zespołu „Kombi”. Setki wycinków prasowych z kraju i z zagranicy. Układają się w opowieść o sumiennej i rzetelnej pracy, o systematycznym dążeniu do doskonałości… Zanim zasiądziemy na widowni Opery Leśnej, by wziąść udział w jubileuszowym koncercie grupy trafia się doskonała okazja, by przypomnieć najbardziej znaczące fakty z historii zespołu…

***

24 marca 1959 roku w Gdańskim Klubie Kultury „Rudy Kot” zadebiutował zespół „Rythm and Blues”. Wzburzona wówczas fala rock and rolla poczęła przymierać o nazwiska pierwszych polskich beatników: Bogusława Wyrobka, Andrzeja Jordana, Marka Tarnowskiego i Michała Burano. Nazwiska te z miejsca zyskały uznanie nastoletniej publiczności. Zespół nie istniał wprawdzie długo, lecz prymat Wybrzeża w lansowaniu nowej mody muzycznej był niepodważalny. W Trójmieście narodziły się kolorowe formacje: —  „Czerwono-Czarni”, „Niebiesko-Czarni”, a także polski odpowiednik Beatlesów — „Czerwone-Gitary”.

Aktywność ośrodka osiągnęła apogeum w połowie lat sześćdziesiątych. Potem, wraz z przeniesieniem się większości wykonawców do stolicy — jakby zmalała, ale tradycje muzyczne pozostały żywe. Zresztą sprzyjały im organizowane corocznie mityngi piosenkarskie i słynne sopockie „Non-Stopy” z udziałem liczących się gwiazd, nie tylko polskiej estrady.

Właśnie z tych tradycji zrodził się w 1968 r. jazzujący zespół „Akcenty”, którego założycielem i liderem był młody obiecujący pianista — Sławomir Łosowski. Początkowo grupa występowała w dość licznym 5 – 6 osobowym składzie w młodzieżowych i studenckich klubach Trójmiasta. Po dwóch latach przekształciła się jednak w trio grające muzykę na pograniczu jazzu i bluesa.

Łosowskiemu w pewnym momencie przestał wystarczać sam fortepian. Uważał, że klasyczny instrument ogranicza jego możliwości. Próbował więc na własną rękę budować najrozmaitsze elektryczne „zabawki”. Mimo, że miał pewne zacięcie techniczne były to próby zupełnie amatorskie, gdyż zasób wiedzy, jak i dostęp do poszczególnych elementów eliminował jakąkolwiek konkurencję z firmami profesjonalnymi.

W wywiadzie dla tygodnika „Bandera” (86-05-25) sam muzyk tak wspomina tamte czasy:
— „Na początku lat siedemdziesiątych zainteresowałem się muzyką syntezatorową. Wspólnie z przyjaciółmi elektronikami przerabialiśmy tradycyjne organy elektronowe. Pewne udoskonalenia i dodatkowe urządzenia otwierały nowe ciekawe możliwości brzmieniowe, więc muzyka. którą graliśmy zaczęła podążać w kierunku fuzji jazzu i elektroniki”.

Wszystkie utwory „Akcentów” były kompozycjami instrumentalnymi, często o rozbudowanych formach, które charakteryzowała bardzo duża zmienność rytmu i dużo improwizacji. Muzyka znacznie zelektryfikowana opierała się na ówczesnych trendach jazzowych. Nie były to najłatwiejsze struktury dźwiękowe, a mimo to zespół zdobył szerokie uznanie krytyki i publiczności. „Akcenty” brały udział we wszystkich festiwalach Młodzieżowej Muzyki Współczesnej w Kaliszu, gdzie zdobyły I nagrodę w 1973 r. Poza tym grupa czterokrotnie występowała na wrocławskim festiwalu „Jazz nad Odrą”, gdzie lider w 1973 r. zdobył wyróżnienie, a rok później Nagrodę Indywidualną. „Akcenty” występowały także w programach telewizyjnych i nagrywały dla radia.

W tym samym czasie w Mławie dwaj młodzi chłopcy, zafascynowani zachodnią muzyką młodzieżową — Waldemar Tkaczyk i Grzegorz Skawiński założyli swój pierwszy zespół beatowy. Początkowo produkowali się w „Kameleonie”. Była to kapela, jakich wiele powstawało w tamtych czasach we wszystkich stronach kraju.

Grała na szkolnych zabawach, w klubie młodzieżowym, występowała na różnego rodzaju przeglądach, eliminacjach przeróżnych festiwali, a zdarzało się nawet w remizach strażackich „Kameleon” grał wszystko to, co było w tamtych czasach modne. Wszystkie światowe przeboje, a także wiele utworów z repertuaru „Deep Purple”, „Uriah Heep” i „Led Zeppelin”.

Zespołowi wiodło się różnie, lecz nie był to powód do rwania włosów z głowy, ponieważ głównym zajęciem obu młodzieńców była… szkoła. Chodzili na zajęcia, odrabiali lekcje, a w wolnych chwilach realizowali swoje pasje „brzdąkając” na gitarach. W tamtych czasach żaden z nich nie myślał poważnie o zawodzie muzyka.

Po zdaniu matury obaj grali w ciechanowskim „Sektorze”, ucząc się jednocześnie w pomaturalnym Studium Kulturalno-Oświatowym. Tam poznali Marka Piekarczyka, który wówczas interesował się poezją śpiewaną i występował w zespole „Monastyr”. Czasem jednak zachodził na próby „Sektora”, jakby chcąc odpocząć od dusznej, przeintelektualizowanej atmosfery smutnego pitolenia i wsłuchiwał się w ostre rockowe riffy.

Po roku „Tkaczyk i Skawiński wyjechali do Gdańska. Postanowili studiować. Egzaminy na kierunku pedagogicznym w Uniwersytecie Gdańskim powiodły się i obaj otrzymali indeksy. Wiele się działo w tamtych czasach w kulturze studonckicj na Wybrzeżu. Bardzo popularny był jazz. Tkaczyk i Skawiński szukali jednak czegoś innego. Po pewnym czasie, gdy przewędrowali już niemal wszystkie kluby, które serwowały swym bywalcom muzykę rozrywkową — podjęli decyzję — Zaczynamy grać!

W zasadzie, by założyć zespół do szczęścia potrzebny był tylko perkusista, bowiem Grzegorz grał na gitarze i śpiewał, a Waldek był basistą. Ten ostatni usłyszał w „Akwenie” Janka Plutę, który w jakiejś kapeli grał na bębnach. Miał już dość wygrywania przebojów w stylu ABBY i Gary Glittera. Podobnie jak Tkaczyka i Skawińskiego interesowała go muzyka spod znaku „Weather Report”, „The Commodores”. Postanowili więc rozpocząć wspólne próby…

W krótkim czasie ich nowy zespół — „Horoskop” podobnie jak „Akcenty” stał się czymś w rodzaju wizytówki gdańskiej muzyki młodzieżowej. Grupy te często występowały na wspólnych koncertach. Tak zawiązała się przyjaźń między muzykami. W pewnym momencie Łosowski poczuł zmęczenie muzyką wykonywaną przez własny zespół i po jednym ze wspólnych koncertów zaproponował Plucie przejście do swego zespołu. Janek postawił jednak warunki: — Nie będzie grał bez Tkaczyka, a ten zapytany o zdanie oświadczył, że bez Skawińskiego nie przejdzie do innego zespołu.

Sławomir Łosowski stanął przed dylematem — wszystko, albo nic! I zdecydował się. W tygodniku  „Bandera” (86-05-25) wspomina: — Chodziło mi o taką kapelę, która będzie gwiazdą, która zyska uznanie młodzieży i będzie popularna. W tym kierunku zmierzały wszystkie zabiegi organizacyjne, a nade wszystko nasza muzyka. bez której byłoby to niemożliwe. Siłą rzeczy każdy tego rodzaju zespół musi mieć przeboje, jeśli chce być słuchany i lubiany.

Początkowa koncepcja przewidywała, że nazwę zespołu wyłoni plebiscyt radiowy. Niestety, nie przyniósł on zadowalających rezultatów. W tej sytuacji zaproponowano propozycję Pluty — „Kombi”. Grzegorz Skawiński: — „Nazwa nie ma żadnego znaczenia. Moglibyśmy nazywać się np. „Szare Okaryny” i też byłoby dobrze. Już od początku stworzyliśmy sobie taką ideę, że będziemy grać jak gdyby kombinację różnych rockowych stylów muzycznych. W każdym razie Kombi nie ma nic wspólnego z samochodem, czy też kombinatorstwem”.

***

W sobotę 2 sierpnia mija dokładnie 10 lat od momentu, gdy w ramach I Konfrontacji Muzycznych Pop Session ’76 na deskach Opery Leśnej w Sopocie zadebiutował gdański zespół „Kombi.

Kombi - 10 lat, strona 3
Kombi - 10 lat, strona 4

Były to czasy, gdy w polskiej muzyce rozrywkowej zaczynały funkcjonować takie zespoły jak „Krzak” i „Exodus”. Wówczas tworzyło się i konsolidowało to, co dwa lata później wybuchło pod nazwą „Muzyki Młodej Generacji” — nowego ruchu artystyczno-promocyjnego. Jego prekursorzy nadali polskiemu rockowi nowe oblicze. Niektórzy uważają, że właśnie tamten sierpniowy koncert „Kombi” po kilku latach chudych zapoczątkował odnowę w polskiej muzyce młodzieżowej.

Debiut był na tyle udany, że po festiwalu menagerowie z Bałtyckiej Agencji Artystycznej zaproponowali członkom grupy kontrakty i stałą opiekę impresaryjną. W krótkim czasie zespół osiągnął poziom, który predestynował go, jako wizytówkę polskiego rocka do towarzyszenia na wspólnych trasach koncertowych takim wykonawcom, jak „Locomotiv GT”, „Afric Simone”, „General”, „Little Tony” i „Eruption”. Największe sukcesy przyszły jednak dopiero po latach…

„Razem” (83-12-13): „Czwórce instrumentalistów udało się od razu stworzyć własne, z miejsca rozpoznawalne brzmienie. W okresie stosunkowo krótkiego jeszcze istnienia zespół poczynił duże postępy. Wzrosły niepomiernie umiejętności poszczególnych członków grupy, ustaliły się ostatecznie poglądy muzyczne, wzbogaciła forma wypowiedzi, powiększyło i unowocześniło stosowane instrumentarium. Wzrósł także udział kapeli w znaczących imprezach muzycznych i telewizyjnych programach rozrywkowych”.

Pozostający pod wyraźnym wpływem czarnych wykonawców funky — Herbie Hancocka, Jaco Pastoriusa, Weather Report i Earth, Wind and Fire członkowie bandu od początku kariery potrafili wykorzystać emocje słuchaczy do budowania kapitalnego nastroju swoich występów, uczynić je żywymi i szalenie barwnymi.

„Głos Wybrzeża” (1981): — „W początkowym okresie reklamowaliśmy się z dużym rozmachem. Było to konieczne, ponieważ musieliśmy się przebić. Wielokrotnie zarzucano nam, że lansujemy się zbyt natrętnie, podczas gdy po prostu było to robione profesjonalnie i w ostatecznym efekcie taniej, niż w przypadku wielu innych krajowych zespołów rozrywkowych.

W hotelu „Victoria” daliśmy koncert z wystawnym bankietem, grając tam za darmo. Tam zrodził się przebój „Victoria Hotel, hotel twoich snów”. Zarzucano nam wówczas, że szastamy milionami, a tymczasem całą imprezę finansowała dyrekcja hotelu. Diabli wiedzą, dlaczego tak długo robiono nam z tego zarzut, twierdząc, że jesteśmy reklamowo nachalni.

Niektórzy krytycy zajmujący się muzyką młodzieżową są zwolennikami modelu „ubóstwa” debiutantów. Znaczy to, że zespół powinien grać muzykę ambitną, najlepiej niezrozumiałą, nie lansować się bezczelnie, lecz w pokorze oczekiwać na ich łaskawe pióra. Nie odpowiadało nam to!”

W tamtych latach zespół systematycznie osiągał coraz większą popularność (m.in. pierwsze miejsca w plebiscytach miesięcznika ,„Non-Stop”) plasując swoje utwory na najwyższych miejscach list przebojów: „Victoria Hotel, hotel twoich snów”, „Wspomnienia z pleneru” i przede wszystkim „Przytul mnie”. Nagrywał także pierwsze programy telewizyjne. Jeden z nich — „Salon piękności” w reż. Marka Lewandowskiego zdobył na Międzynarodowym Festiwalu Twórczości Radiowej I Telewizyjnej w Barcelonie najwyższą Nagrodę — „Grand Prix. „Kombi” w tamtych czasach pokonywało wolno poszczególne szczeble kariery muzycznej. Nagrywało i wydawało single (Tonpress 79 i 80), longplay’a i kasetę (Wifon 79). Odbyło setki koncertów i nakręciło film z własną muzyką pt.: „Jeden dzień z mistrzem” — emitowany później przez TV w cyklu — „Miłość nie jedno ma imię”. Fabuła nie była zbyt skomplikowana. Oto na tle pierwszych rodzących się uczuć między 16-letnią dziewczyną i o rok starszym chłopakiem oglądaliśmy w nim próby sprowadzenia słynnego zespołu młodzieżowego. Stąd właśnie tytuł obrazu, a mistrzem z którym spędzili jeden dzień młodzi bohaterowie był Grzegorz Skawiński, tym razem w podwójnej roli: wokalisty grupy „Kombi” i idola młodzieży — gwiazdy estrad. W filmie zespół wykonał utwór „Victoria Hotel, hotel moich snów” i jeszcze jeden skomponowany specjalnie do jego potrzeb.

Kombi - 10 lat, strona 5
Kombi - 10 lat, strona 6

W 1980 r. w studiach nagraniowych Polskiego Radia w Bydgoszczy grupa dokonała nagrań na swą następną płytę, która nosiła tytuł „Królowie życia”. Krążek trafił jednak do sklepów dopiero wtedy, gdy zespół oscylował już w zmienionym kierunku wykonywanej muzyki.

Tymczasem „Kombi” znalazło się na liście promocyjnej polskich wykonawców w PAA Pagart i jesienią 1981 r. zespół wyjechał do Szwecji, gdzie muzycy nagrali singla z dwoma największymi dotychczas przebojami — „Victorią…” i „Wspomnieniami z pleneru”. Wystąpili także na koncercie z gwiazdami skandynawskimi, sponsorowanym przez rodzinę królewską i prowadzonym przez księżniczkę Krystynę.

Następnie „Kombi” wzięło udział w holenderskich koncertach zorganizowanych w ramach „Dni Polskiej Muzyki i Awangardy”. Dla wytwórni płytowej „Utopia Music — Holland” nagrało singla z „Przytul mnie” i „Tańcem w słońcu”. Muzycy wystąpili także w radiu na żywo. Potem przyszły koncerty w NRD, Czechosłowacji i w Związku Radzieckim.

Zespół opuścił Jan Pluta. Jego miejsce zajął na krótko Zbyszek Kraszewski (ex — „Cytrus”), a potem wymienił go przy „beczkach” słynny z występów w. supergrupach „Niemen” i „SBB” wielokrotny triumfator plebiscytów na najlepszego drummera Jerzy Piotrowski. W tym czasie zespół koncertował także w Berlinie Zachodnim, w Bułgarii, na Węgrzech i w RFN…

Byiy to dla „Kombi” lata wielkich konfrontacji i doświadczeń z „innego” świata, odmiennych reguł i praw rynkowych. Równocześnie lata przemyśleń artystycznych i techniczno-organizacyjnych, coraz większej dojrzałości kompozytorskiej, wykonawczej i brzmieniowej. Były to także lata wielkich zakupów sprzętu muzycznego, który pozwolił na ściślejsze skrystalizowanie stylu, określenie orientacji muzycznej i unowocześniania warsztatu. Zespół w nowym składzie związał się impresaryjnie z nowo powstałym Biurem Usług Promocyjnych w Sopocie, które przy pomocy POLSKIEJ AGENCJI ARTYSTYCZNEJ PAGART, zajęło się przede wszystkim promocją zagraniczną grupy.

Personalnie sprawą zawodowo zajął się duet managerski JACEK SYLWIN i WOJCIECH KORZENIEWSKI. I od tego momentu zespół częściej występuje poza granicami, niż dla fanów w kraju.

***

Nastały „nowe” czasy — muzyka się zmieniała. Przeboje w stylu „Victorii”, „Teleniedzieli”, „Ostatniego safari” i „”Jesteś wolny” zestarzały się. Zespół stanął przed alternatywą: — albo przestanie istnieć, albo zacznie grać inaczej.

Krok naprzód postawili bez większych trudności, bo muzyka, którą zaczęli grać w 1983 r. była naturalną kontynuacją tego, co robili wcześniej. Zmiany były czysto formalne, lecz zaskoczyły słuchaczy. Dla nich były tylko konsekwencją wcześniejszych poczynań artystycznych. Wynikało to z ich naturalnej ewolucji. Dziś mówi się, że wymyślili polską odmianę „new romantic”.

Jerzego Piotrowskiego pozostali muzycy „Kombi” zdecydowali się wspomóc „elektronicznym perkusistą marki „Roland” i „Simons”. Nowe brzmienie kapela zaprezentowała na antenie radia w takich utworach jak „Inwazja z Plutona”, „Nie ma jak szpan”, czy też „Linia życia”. Piosenki te wiodły prym na wielu listach weszli do studia, by nagrać kilka innych kawałków utrzymanych w podobnym stylu. Wszystkie znalazły się potem na LP wydanym przez Polskie Nagrania pt. „Nowy Rozdział”. Była to rzeczywiście zupełnie nowa karta w historii zespołu. Nowa muzyka, nowe instrumenty, nowe image. Wydanie tego albumu było przełomowe w muzyce „Kombi” i rozpoczęło trzeci rozdział. Pierwszy zawierał niemal wyłącznie muzykę instrumentalną, rockową i jazz-rockową. Drugi to dwie płyty długogrające — „Kombi” i „Królowie życia”. „Nowy rozdział” otworzył zaś część trzecią, a jej kontynuacją jest LP „Kombi 4”.

„Na przełaj” (84-11-11): — „Gramy to, co aktualnie dominuje w muzyce rozrywkowej. Chcemy być na bieżąco nie tracąc jednak nic z naszej indywidualności. Jesteśmy ciągle tymi samymi facetami. Zmieniła się interpretacja, ale pozostało brzmienie i nasza osobowość”.

Na pytanie, co jest przyczyną sukcesu muzycy zespołu odpowiadają: — „Gdy spotyka się grupa ludzi odpowiedzialnych i dążąca do wspólnego, jasno określonego celu, mająca trochę oleju w głowie i będąca normalnymi ludźmi, bez nałogów, — ma wówczas szansę, aby czegoś dokonać, coś w życiu osiągnąć. Wydawać by się mogło, że nie ma w tym niczego oryginalnego. A jednak… w naszym środowisku muzycznym uchodzimy za dziwaków. Mówią o nas: grają, a nie zaprawiają. Występują, a nie robią balang. My jednak wiemy, że człowiek do niczego nie dojdzie, jeśli będzie rozmieniał się na drobne. Popularność i pieniądze nie mogą uderzyć do głowy, bo wtedy następuje bardzo rychły koniec. Tak skończyli Janis Joplin, Jimi Hendrix, Jimi Morrison. A jak znakomicie prosperują Santana, Mc Laughlin? O tym zapomina wielu muzyków. Przekleństwem jest alkohol przy którym niejednemu słoma wychodzi z butów”.

Przed wydaniem trzeciej płyty grupa występowała za granicą. Święciła triumfy na trasach koncertowych w RFN, Szwecji i Belgii,i w NRD i w Berlinie Zachodnim. Wielbiciele i fani w kraju nie widzieli jeszcze na żywo nowego oblicza muzycznego „Kombi” i musieli poczekać na występy swych ulubieńców do czasu kiedy ci wrócą z dwumiesięcznego tourne po Maroko.

O występach zespołu na kontynencie afrykańskim tak pisał dziennik „Le matin du Sahara” z 83-06-30: — „Była to rzeczywiście niespodzianka na wysokim poziomie. Wspaniały występ „Kombi” był w pełni udany i stanowił prawdziwą ucztę dla ok. 400 widzów zgromadzonych w Teatrze Narodowym im. Mohameda V (…). Jeszcze nigdy amatorzy muzyki pop nie byli tak usatysfakcjonowani, a wybrane utwory wykonywane przez ten kwartet spotkały się z wieloma przychylnymi komentarzami. Bis! Bis! — krzyczała marokańska młodzież nie mogąc wyjść z podziwu, a czterej młodzi polscy artyści nie mając innego wyboru bisowali do późnych godzin wieczornych…”

Kombi - 10 lat, strona 8

W 1984 r. wreszcie na rynku ukazał się oczekiwany od dawna LP „Nowy Rozdział”. Potem grupa wzięła udział w Festiwału Piosenki Polskiej w Opolu, co przyniosło jej ogromny sukces w postaci Nagrody Publiczności, a następnie wystąpiła jako zaproszony gość na Festiwalu Interwizji w Sopocie, gdzie doszło m.in. do nawiązania współpracy z londyńską firmą płytową „Passion Records”. Z ramienia firmy umowę podpisał Nigel Wright — producent nagrań.

Na początku 1985 r. zespół wyjechał do Cannes, by wziąć udział w Międzynarodowych Targach Muzycznych „Midem ’85”. Grupę prezentowała brytyjska firma płytowa „Passion Records” i trzeba przyznać, że robiła to w sposób perfekcyjny. Na taśmach video można było zobaczyć wszystkie programy TV i video clipsy z udziałem kwartetu. Na specjalnej przygotowanej demokasecie można było usłyszeć dwa utwory z „Nowego Rozdziału” w wersji angielskiej, zgrane i uzupełnione dodatkowymi „efektami i chórkiem w studio „Passion” w Londynie. Były to „Słodkiego miłego życia” (Sweet live) i „Karty śmierci” (Silver knife). Biuro Usług Promocyjnych dostarczyło mnóstwo dodatkowych materiałów reklamowych w postaci barwnych plakatów „Kombi”, specjalnie sygnowanych na Targi, nalepki, znaczki i najnowsze zdjęcia.

Po „Midem” zespół wyjechał do Londynu, gdzie dokonał nagrań nowego materiału na singla dla firmy „Passion”. Producentem był oczywiście Nigel Wright. W jednym z utworów „You are wrong” śpiewała także Tracy Ackerman z zespołu „Shakatak”.

Zespół w swej karierze występował na wszystkich spektakularnych festiwalach rockowych w kraju: „Rock Arena”, „Rockowisko”, w Jarocinie i na Festiwalu Muzyki Elektronicznej. Rockmani tworzący kwartet są muzykami już ukształtowanymi. Jednocześnie każde ich dokonanie jest jak gdyby początkiem dalszej drogi. A ponieważ chcieliby grać ciągle lepiej, mają jeszcze dużo do zrobienia. W sumie — końca nie widać…

Nie są już na tyle młodzi, by szaleć, ale daleko im do starości, by usiąść w fotelu w ciepłych kapciach. Taka jest specyfika ich zawodu, z którą muszą się pogodzić. I robią to z przyjemnością. Muzyk to jeden z niewielu zawodów, który daje satysfakcję niemal natychmiast. Sprawdzić się można od razu, na estradzie. Reakcje publiczności mówią, czy koncert był dobry, czy zły.

Ostatnio wszystkie kompozycje są dziełem zespołu. Wcześniej patent ten miał niemal wyłącznie Sławomir Łosowski. Ale, jak sami twierdzą, trzeba dbać o dobrą atmosferę w kapeli. Są zawodowcami w każdym calu. Swoje zajęcie traktują nie jako hobby, lecz jako pracę, z której trzeba wyżyć. Pracują jak każdy inny i chcą awansować. Dla nich awans, to wyższy stopień artystyczny.

Mówią: — „Fascynujące możliwości muzyki rockowej polegają na tym, że nie tylko my, ale nikt inny na świecie nie wynalazł na nią patentu. Dlatego rock ciągle się zmienia, dlatego możliwości twórcze są nieograniczone i bez przerwy ktoś proponuje nową formę grania. Zapasy inwencji artystycznej tej muzyki są niewyczerpane. W jej spontaniczności tkwi walor prawdziwego autentyzmu, niekwestionowanej ludyczności…”

— Najmłodsi z nas mają w tej chwili po 32 lata, gramy dla małolatów. Może to wydać się dziwne, ale z drugiej strony czyż dzieci piszą książki dla dzieci? Jesteśmy dojrzali, wiemy o co nam chodzi. Dążymy do tego, aby nasza muzyka mogła w jakiś sposób kształtować młodzież. Przecież nie jest nam wszystko jedno, co śpiewamy.

— W miarę czasu mogłem pozwolić sobie na zakup instrumentów oryginalnych — mówi Sławomir Łosowski („Na przełaj” 84-11-11) — jakkolwiek żaden z nich nie zaspokaja moich potrzeb ani aspiracji artystycznych. Korzystam z trzech instrumentów, z tego dwa są już przestarzałe. (W elektronice co chwilę pojawia się coś nowego i w związku z tym wszystko co do tej pory wyprodukowano staje się zabytkiem muzealnym). W Polsce nikt nie dysponuje taką wymarzoną aparaturą, przynajmniej jeśli chodzi o najnowszą generację instrumentów klawiszowych. Trudno się jednak dziwić, skoro najtańszy z najlepszych kosztuje minimum 10 tys. dolarów. I niech nikogo nie zwodzi imponujący zestaw tej, czy innej kapeli. Są to na ogół prymitywne urządzenia pełniące jedynie rolę substytutów. Profesjonalny wykonawca powinien grać na profesjonalnym sprzęcie, a nie na „bździawnikach” w rodzaju KORG, czy ROLAND.

„Razem” (1983): — „Jako zespół nigdy nie byliśmy egoistami. Współpracując z Jackiem (Sylwinem — przyp. red.) znaliśmy wszystkie jego poczynania generalnie dla muzyki rockowej w Polsce i akceptowaliśmy je. Mówiąc szczerze chodziło nam o stworzenie w kraju rynku rockowego. I częściowo się to udało. Częściowo, bo istnieje rynek zespołów i muzyków, brakuje natomiast rynku płytowego, czy nagraniowego, które ciągle są w powijakach. Nie ma powodu, aby przy takim zapotrzebowaniu na muzykę rockową ograniczać liczbę zespołów. W krajach mniejszych od naszego jest ich o wiele więcej i mają co robić, a zdrowa konkurencja wychodzi tylko na dobre.

„Dziennik Pojezierza” (84-12-16): — To nieprawda, że muzykę przestali tworzyć ludzie, zaczęły robić to komputery. Przecież ktoś je musi zaprogramować. Poza tym zbliżamy się do roku 2000. Świat idzie do przodu. Elektronika wkracza we wszystkie dziedziny życia. I nie ma się co dziwić, a tym bardziej sprzeciwiać. Pewnie gdyby Chopin żył w dzisiejszych czasach, byłby mistrzem syntezatorów. Takie czasy. Jeśli chce się coś znaczyć w świecie, trzeba iść za nowoczesnością.

„Tygodnik Kulturalny” (84-07-29): — Krążą legendy o naszym sprzęcie muzycznym i nagłośnieniowym. Rzeczywiście, jest jeden z lepszych w Polsce. Waży ok. 4,5 tony. Ile kosztuje? Tego nikt nie wie. Dobre instrumenty mogą jedynie pomóc w uzyskaniu zamierzonego efektu, całości, ale nigdy nie zastąpią człowieka i jego umiejętności.

Kombi - 10 lat, strona 10

Rok 1986 — rok jubileuszu zaplanowany został bardzo pracowicie. Rozpoczęła go seria kilkudziesięciu koncertów w kraju. które miały na celu promocję LP „Kombi-4”. Potem zespół wystąpił w NRD, Czechosłowacji i Berlinie Zachodnim. Grupa zawarła kolejny kontrakt zagraniczny. tym razem z Tonym Carasco, reprezentującym szwajcarską firmę „Research PCM AG”. Firma ta wydała 1.08.86 Singiel z utworem „Robisz błąd” (You are wrong) w wersji angielskiej. W tej chwili trwają także rozmowy z zachodnioniemiecką firmą „IDC” i „Pool-Music” z Berlina Zachodniego.

Jubileuszowy koncert zespołu w Operze Leśnej będzie nagrywany i najprawdopodobniej ukaże się LP z nagraniami „na żywo”. Później występy zagraniczne w Czechosłowacji, Szwajcarii, RFN, w Berlinie Zachodnim, Szwajcarii i w Austrii. Na przełomie roku „Kombi” najprawdopodobniej wyjedzie na swoje pierwsze tourne za oceanem. Ma potrwać około 6 tygodni. A potem nagranie piątego już z kolei w dorobku zespołu albumu. którego materiał jest już w zasadzie gotowy.

Dziś „Kombi” to eksportowa wizytówka nr 1 polskiej muzyki rockowej. Można lubić ich muzykę lub jej nie akceptować, ale nawet jej najbardziej zagorzali przeciwnicy muszą przyznać, że tworzona i wykonywana jest w sposób bezdyskusyjnie profesjonalny.

Międzynarodowy poziom grupy jest niewątpliwie także zasługą tych, którzy stworzyli muzykom dogodne warunki do pracy. Managerowie, pod których „batutami” zespół pracował w ciągu 10 lat swego istnienia — Jacek Sylwin i Wojciech Korzeniewski, a także BART. pod której auspicjami występują nieprzerwanie od momentu debiutu oraz wielu bezimiennych — przyczynili się do tego, że kariera zespołu była bezustannym parciem do przodu i zespół jako jedyny z istniejących do tej pory w Polsce nie przeżywał żadnych „upadków”.

Warto podkreślić, że zespół „KOMBI” stał się jedyną w swoim rodzaju niezależną, samowystarczalną instytucją, która działa bez względu na aktualną sytuację w naszym „przemyśle rozrywkowym”.

INSTRUMENTARIUM

Sławomir Łosowski:

lider, programowanie
instrumenty klawiszowe

ENSONIQ — MIRAGE (digital sampling keyb)
ENSONIQ — DMS-8
YAMAHA DX — 7
YAMAHA TZ — 7
PROPHET 5 (synthesizers)
MINI KORG 700 s
YAMAHA RX — 11 (digital rhythm program)
COMMODORE 64 (Computer)  + Steinberg Research

Grzegorz Skawiński:

śpiew, gitara

SUPER DRIVER JMR
STRATOCASTER FENDER
ROLAND GR — 700 (guitar synthesizer)

Waldemar Tkaczyk:

gitara basowa

TRACE ELLIOT
CORLEY FRETLESS BASS
JAZZ BASS FENDER

Jan Pluta:

perkusja akustyczna i elektroniczna

PEARL (drums)
PAISTE (cymbals)
ROLAND (computer)

SKŁAD EKIPY TECHNICZNEJ:

Mirosław ADAMOWICZ (akustyk), Adam KULCZYCKI (Transport), Lucjan BORKOWSKI (elektryk), Piotr MUSZYŃSKI (Światło)

IMPRESARIAT:

Biuro Usług Promocyjnych
81-704 SOPOT, ul. Kościuszki 11

AGENCJA KONCERTOWA

Bałtycka Agencja Artystyczna
61-703 SOPOT, ul. Kościuszki 61

IMPRESARIAT ZAGRANICZNY

PAA Pagart
00-078 WARSZAWA, Plac Zwycięstwa 9

DYSKOGRAFIA

SINGLE:

Wspomnienia z pleneru — Przeciąg (Tonpress S — 139) 1979
Hej Rock and Roll — Przytul mnie (Tonpress S-274) 1980
Hotel twoich snów — Przytul mnie (Wifon SPW — 005) 1980
Taniec w słońcu — Królowie życia (Tonpress S — 405) 1981
Wejdź siostro (Tonpress N) 1981
Open – air Remembrance — Victoria Hotel (Svenska Media SMTE) 1981 SZWECJA
Spring in Poland — Dance in the Sunshine (Utopia 6017 329) 1982 HOLANDIA
Inwazja z Plutona (Tonpress 1983)
Linia życia — Komputerowe serce (Tonpress 1983)
Słodkiego miłego życia (Polskie Nagrania PN SS 813) 1984
You are wrong (Research PUM) 1986 Szwajcaria

ALBUMY:

Kombi (Pronit SX 1857) 1980
Królowie życia (Wifon LP 029) 1981
Nowy Rozdział (Polskie Nagrania SX 2164)
Kombi 4 (Polskie Nagrania SX 2263)

KASETY:

Muzyka Młodej Generacji (Wifon NK — 516) 1979
Kombi (Wifon MC 0111) 1980
Królowie życia (Wifon MC 0176) 1981
Nowy Rozdział (Polskie Nagrania)
The Best of Kombi (MERIMPEX)
Instrumental Hits (KAROLINA)

Kombi - 10 lat - strona 13

Programy TV

Salon Piękności — TVP — Warszawa 1980
Historia jednego przeboju – TVP Warszawa 1980
„Człowiek na szczudłach” – TVP Warszawa 1980
Królowie Życia — TVP Warszawa 1981
Nowy Rozdział — TVP Gdańsk 1984
Teledyski TVP Gdańsk
Teledyski zrealizowane w WFO w Łodzi w reż. J. Machulskiego 1985
Programy TV NRD i RFN 1983—85

Film

Jeden dzień z mistrzem — Warszawa 1980 WFO Łódź, TVP Warszawa 1980

Wydawca: BAŁTYCKA AGENCJA, ARTYSTYCZNA BART SOPOT

Opracowanie i tekst: ANDRZEJ DUDZIŃSKI, BIURO USŁUG PROMOCYJNYCH UP-SOPOT

Zdjęcia: J. AWAKUMOWSKI, T. TOMASZEWSKI, A. TYSZKO, ARCHIWUM UP.

Kombi 10 lat - Rewers